10 stycznia 2013

Krótki komentarz do oscarowych nominacji

Poznaliśmy dziś nominacje do Oscarów. Jako, że dużej części nominowanych w tym roku filmów jeszcze nie widziałem na dłuższy komentarz zdobędę się zapewne jakiś tydzień przed rozdaniem statuetek (gala odbędzie się 24 lutego). Na razie więc tylko pokrótce.

Zacznę od najważniejszej kategorii, w której brakuje mi nowego Bonda oraz Moonrise Kingdom. O ile jednak brak filmu Andersona jestem jeszcze w stanie zrozumieć, bo to w końcu kino artystyczne, to brak Skyfall wśród nominowanych do najlepszego filmu uważam za nieporozumienie. Po pierwsze dlatego, że jakby nie patrzeć, jest to świetny film, po drugie dlatego, że seria obchodzi swoje 50 urodziny. Przez te pięć dekad filmy o Bondzie były bardziej lub mniej słusznie pomijane przez kapitułę, jednak w tym roku film o agencie 007 z pewnością na takie wyróżnienie zasłużył. Tym bardziej, że doczekaliśmy się 9 nominacji, a ręka z pewnością by Akademii nie uschła, jakby dodali do zestawianie jeszcze jeden film. W końcu dwa lata temu nominowanych było właśnie 10 filmów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że głosują członkowie Akademii, których są tysiące i że na podstawie takiego właśnie głosowania wybierane są nominacje, ale wielkim zaskoczeniem jest dla mnie, że nie znalazła się potrzebna ilość głosów.

Pozytywnym zaskoczeniem jest za to obecność w głównej kategorii Miłości. Nie pamiętam, kiedy ostatnio film nieanglojęzyczny był nominowany w głównej kategorii (nigdy?). Tym bardziej, że obraz Hanekego ma też szansę na statuetkę dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

W kategoriach aktorskich brak większych zaskoczeń. Cieszy szansa na statuetkę dla dziewięcioletniej Quvenzhané Wallis za Bestie z południowych krain. Tym bardziej, że często tak młodzi aktorzy byli nominowani co najwyżej do Oscarów za najlepszą rolę drugoplanową. Jestem za to trochę zaskoczony brakiem nominacji dla Meryl Streep za Dwoje do poprawki. Może nie była to specjalnie poważna rola, ale z pewnością dosyć odważna i z pewnością świetnie zagrana. No i po cichu liczyłem na nominację dla Michela Fassbendera za Prometeusza albo dla Toma Hardy'ego za Gangstera. Pierwszy z nich statuetkę powinien dostać już w zeszłym roku za Wstyd ("Shame on you, Mr. Oscar, shame on you!"), drugi natomiast z każdym filmem pokazuje coraz to lepsze kreacje i jestem pewien, że na nominacje zasłużył.

Bez większych zaskoczeń przy nominacji za zdjęcia (kolejna szansa dla Janusza Kamińskiego!) i w innych kategoriach technicznych. Może poza nominacją dla Królewny Śnieżki i łowcy za efekty specjalne. Były niezłe, ale błagam, jeszcze kilka filmów z lepszymi efektami na pewno się znajdzie.

Przy okazji filmów nieanglojęzycznych warto jeszcze zwrócić uwagę na brak Nietykalnych. Co prawda nie był on moim faworytem, ale na nominację z pewnością zasłużył. Pozostałe trzy pewniaki do nominacji, czyli wspomniana już Miłość, oraz Wiedźma wojny i Kochanek królowej je otrzymały, a stawkę uzupełniają norweski Kon Tiki i chilijskie No.

Podsumowując cieszą mnie nominacje dla Miłości, których w sumie jest pięć, cieszy choć jedna nominacja dla Kochanków z Księżyca (scenariusz oryginalny). Jednak jak co roku Akademia podjęła też kilka dziwnych i mało zrozumiałych nominacji. Choć w tym roku bardziej razi to kogo zabrakło, niż to co jest. No ale taki już urok Oscarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz