05 lutego 2013

Halo, policja? Proszę nie przyjeżdżać - recenzja filmu "Drogówka"

Siedząc w sali kinowej na nowym filmie Wojtka Smarzowskiego przez pół seansu zrywałem boki ze śmiechu, a po seansie wyszedłem z kina z ciężką depresją. Bo tak ten film wpływa na człowieka. Ale to dobrze o nim świadczy. Bardzo dobrze.

Drogówka zaczyna się niewinnie, rzec by można że wesoło. Przez pierwsze pół godziny z ust nie schodzi uśmiech, bo oto mamy serię gagów, policyjnych bloopersów. Co ważne, bardzo toto udane i w żadnym razie nie kiczowate. Możemy się pośmiać z tych naszych stróżów prawa, jacy to oni rozbestwieni i durnowaci, a jeszcze bardziej możemy się pośmiać z nas samych (No ale panie władzo, nie dogadamy się?). Po pewnym czasie człowiek orientuje się, że chociaż jest się z czego pośmiać, to brakuje mu trochę jednolitej fabuły. Ale to tylko zmyłka, bo jednolita fabuła jest już od dawna, tylko o tym nie wiemy.

Po około 40-45 minutach (szacuję, że gdzieś tak, bo w kinie nie zwykłem patrzeć na zegarek) dowiadujemy się, że jeden z policjantów zginął. Jest to punkt zwrotny, który sprowadzi film na nowe tory. W tym momencie Smarzowski wprowadza nas na sinusoidę, gdzie w jednej chwili obserwujemy poważne, trzymające w napięciu kino akcji, by w jednej chwili wrócić do konwencji gagów. Reżyser robi to jednak z niezwykłym wyczuciem, umiejętnie sterując uczuciami widzów. Nie mamy wrażenia, jakie towarzyszy oglądaniu niektórych filmów, gdy poważna scena zostaje przerwana kretyńskim dialogiem, albo potknięciem się bohatera. W Drogówce tonowanie nastrojów jest przemyślane i udane.

Ta konwencja dawkowania humorów ma swoją bardzo ważną przyczynę. Gdyby nie te żarty, gdyby nie mrugnięcia okiem, dostalibyśmy bowiem film tak depresyjny, tak niesamowicie pesymistyczny, że niewielu byłoby w stanie go przełknąć. Smarzowski daje nam obraz polski złej. Po prostu złej, takiej w której trudno dopatrywać się czegoś dobrego. Tu wszyscy są skorumpowani, pijani, agresywni, kłamliwi. W Polsce serwowanej nam przez Smarzowskiego nie ma niewinnych, wszyscy mają coś na sumieniu. Co gorsza ta wizja zdaje się prawdziwa, realistyczna i nie ma w niej krzty karykatury. A jak nie dopadnie cię policja, to dopadnie cię karma. A jak już cię dopadnie to coś ci zrobi, jakoś cię nadgryzie.

Co do wspomnianych "mrugnięć okiem", to Smarzowski, będący również scenarzystą filmu, umieścił w nim całą masę smaczków, które będą zrozumiałe jedynie dla nielicznych. Chodzi mi tu o tych co bardziej obytych internautów. Być może będąc na seansie również załapiecie się na sytuację gdzie cała sala milczy, a dwie lub trzy osoby płaczą ze śmiechu z jakiegoś tekstu (Jebłem ci, to jebłem. Nie drąż!). Tego typu uśmiechów i mrugnięć w kierunku społeczności internetowej jest przynajmniej kilka i sam nie jestem pewny czy wszystkie wyłapałem.

Wypada jeszcze napisać trochę o kwestiach technicznych. Właściwie nie wypada, ale warto, bo jest to jeden z najlepiej zrobionych polskich filmów jakie widziałem. Zdjęcia (Piotr Sobociński jr) i montaż (Paweł Laskowski) są na najwyższym światowym poziomie. I to pomimo faktu, że ponad jedną trzecią filmu stanowią nagrania z telefonów komórkowych. Tu jednak w grę wchodzą świetne szerokie kadry (samochód stojący nad Wisłą po nocnej imprezie, albo ujęcie baru pod koniec filmu).

Dawno nie oglądałem filmu, który przez 2 godziny trzymał mnie w napięciu i sprawił, że nie chciałem oderwać wzroku od ekranu. Smarzowski z mistrzowską precyzją tonuje nastroje, nam pozostawiając tylko na przemian śmiech i płacz. Śmiech... I płacz.

Drogówka
(2013)
produkcja: Polska
reż. Wojciech Smarzowski

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz